Fryz gniewu Käthe Kollwitz

Artykuł

Fryz gniewu Käthe Kollwitz

Rycina "Marsz tkaczy" pochodzi z najsłynniejszego bodaj cyklu Käthe Kollwitz pt. "Bunt tkaczy". Tkacze są zmizerowani, wynędzniali i pełni gniewu, ale równocześnie bezsilni. Spróbują znaleźć rozwiązanie w przemocy fizycznej, w odpowiedzi na przemoc ekonomiczną, której byli poddawani przez długie lata. Beznadziejna sytuacja zrywu, mającego na celu poprawę losu. Albo wyładowanie gniewu, który długo narastał. 

Idą właśnie rozprawić się z Drajsygierem, który jest ich pracodawcą-oprawcą. Artystka stoi z boku i przygląda się temu beznadziejnemu pochodowi. Tak naprawdę nie mogła tego zobaczyć. Dramatyczne wydarzenia buntu tkaczy, które stały się przedmiotem składającego się z 6 rycin cyklu rozegrały się w 1844 roku na Dolnym Śląsku. Kollwitz zobaczyła ich oczami Gerharta Hauptmanna, autora dramatu "Tkacze". 

Tkacze Hauptmanna stłoczeni na znaczku pocztowym. Źródło: Wikimedia Commons

Obejrzawszy przedstawienie (1893) artystka porzuciła prace nad ilustracjami do "Germinala" Émile'a Zoli. Przez kolejne parę lat stworzyła 6 graficznych kompozycji traktujących o wydarzeniach opisanych przez Hauptmanna. Nie były to ilustracje tekstu w sensie ścisłym, raczej wizualne nawiązania do historii z 1844, przedstawionej przez wybitnego dramaturga.

Gerhart Hauptmann 1907. Źródło: Wikimedia Commons

Kollwitz, co w ogóle jest cechą jej twórczości, chce mówić w sposób sugestywny i prosty. Jej talent wspaniale sprawdza się tam, gdzie pojawia się niedola, wołająca o współczucie. Warto jednak pamiętać, że ta twórczość składa się z większej liczby uczuć czy dążeń artystki. Kollwitz szczerze wspominała, że nie należy myśleć o jej sztuce wyłącznie albo przede wszystkim jako o wprawianej w ruch przez współczucie. To, co przyciągało jej uwagę jako graficzki i co przyciąga do jej prac to wizualna fascynacja widokiem ludzi zmizerowanych i cierpiących. Sama, będąca przedstawicielką tego, co nazwalibyśmy dziś klasą średnią mówiła, że świat, kręgi w których się obracała wydawał jej się nijaki. Nie było po prostu, mówiąc potocznie, na czym zawiesić oka. Kollwitz szukała piękna i odnalazła je w miejscu dość niespodziewanym – wśród ludzi, którzy ze względu na stosunki ekonomiczne musieli codziennie znosić upokorzenie niesprawiedliwości i niedostatku (jeśli nie głodu).

Kathe Kollwitz z dwoma synami, Peterem i Hansem, 1909. Źródło: Wikimedia Commons

Krytycy literaccy zwracali uwagę na cechę dramatu Hauptmanna, którą jest brak wiodącego bohatera. Losy tych ludzi nie są opisane na przykładzie jednego z nich. Każdy mówi coś przez chwilę i usuwa się, żeby ustąpić miejsce kolejnemu. Cierpienie, któremu są codziennie poddawani czyni z nich ludzką ciżbę i właśnie ta ciżba jest bohaterem "Tkaczy". Zdaje się, że Kollwitz myślała podobnie o swoich bohaterach rytując "Marsz tkaczy". Znajdują się w różnej odległości od patrzącego i trudno powiedzieć, żeby któraś z postaci była tą najważniejsza. Nawet mężczyzna z zaciśniętą pięścią, z racji bycia pierwszym w tym pochodzie, nie rości sobie chyba tytułu do przewodzenia idącym za nim. Każda osoba ma jednak swoją twarz, silnie zindywidualizowaną. Fascynujące jak Kollwitz z tych osobnych postaci uczyniła sunącą masę.

W dramacie Hauptmanna idący pod oknami fabrykanta Drajsygiera tkacze, śpiewali gniewną pieśń pt. "Krwawy sąd". Można więc domniemywać, że otwarte usta tkaczy na rycinie Kollwitz wyśpiewują ten drastyczny (jak całe oeuvre artyski) utwór:

 

Jest tu we wsi pewien sąd,
biada ludziom, biada
choć nie wyrok śmierci stąd
na człowieka spada.

 

Tu zwolna człowiek męczy się
i w kaźni gubi zdrowie,
a jęki, które każdy śle,
to nasi są świadkowie.

 

Dreissigerz – łotr i kat,
słudzy ich – siepacze,
w mękach z nas niejeden padł,
poginęli tkacze (…)

 

(Gerhart Hauptmann, Tkacze, spolszczył Wilhelm Szewczyk, Warszawa 1955, s. 56-7)