Lato w mieście i malarskie perspektywy Magdaleny Jędrzejczyk

Artyści mówią

Lato w mieście i malarskie perspektywy Magdaleny Jędrzejczyk

Magdalena Jędrzejczyk jest wszechstronną artystką o mistrzowsko wpracowanym warsztacie i niebagatelnej świadomości własnej twórczości. Studia ukończyła na Wydziale Malarstwa warszawskiej ASP. Jej dyplom został odznaczony wyróżnieniem i zaprezentowany wśród najlepszych prac absolwentów podczas wystawy "Coming out" w 2014 roku. W 2021 roku artystka obroniła na rodzimej uczelni również doktorat.

 

Od czasu studiów niezmiennie zajmuje się malarstwem figuratywnym - w swoich obrazach porusza tematykę przewrotnej sielskości wsi oraz codzienności Warszawy. Obserwowana rzeczywistość jest dla artystki jedynie pretekstem do abstrakcyjnych zestawień form i rytmów. Jej kompozycje wibrują nasyconymi, czystymi barwami, które artystka uważnie dobiera tworząc harmonijne, energetyczne zestawienia barwne. O tych i innych tajnikach swojej sztuki opowiada w wyczerpującym wywiadzie. Serdecznie zapraszamy do lektury.


Paulina Brol: Od kiedy wiedziała Pani, że będzie artystką?


Magdalena Jędrzejczyk: W wieku 13 lat postanowiłam porzucić grę na fortepianie na rzecz malowania. Moim marzeniem wtedy było tworzenie, a nie potrafiłam komponować utworów muzycznych. Po ukończeniu Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia skupiłam się na malowaniu, wiedziałam, że chcę zostać malarzem. Później w liceum oprócz przygotowywania się do matury intensywnie przez 3 lata przygotowywałam się do egzaminów wstępnych na ASP, dostałam się za pierwszym razem.

Magdalena Jędrzejczyk w pracowni, dzięki uprzejmości artystki

PB: Czy malarstwo to jedyna dziedzina sztuki, w której się Pani wyraża?


MJ: Kiedyś realizowałam się również w malarstwie ściennym i rysunku, obecnie skupiam się na malarstwie olejnym. Malarstwo na płótnie daje tyle możliwości ekspresji i jest tak pojemne, że zwyczajnie nie czuję potrzeby szukać dalej. W przeszłości myślałam o projektowaniu scenografii, bo bardzo kocham teatr. Zdarzyło mi się też kiedyś na przykład uszyć płaszcz z tkaniny, której wzór sama zaprojektowałam, ale nie miałam dość cierpliwości, żeby iść w modę. Drobnych projektów graficznych nie zaliczam do sztuki, ale zdarza mi się takie wykonywać.


PB: Co chce Pani przekazać poprzez swoje obrazy?


MJ: Wydaje mi się, że główną myślą, którą chcę przekazać jest to, że piękno można wydobyć tak naprawdę ze wszystkiego co nas otacza. Zwykła, szara codzienność może być źródłem ekscytacji i radości. Trzeba tylko być czujnym i zachować w sobie pewną wrażliwość. W ogóle malarz, żeby tworzyć musi ciągle się dziwić i pielęgnować w sobie dziecięcą wrażliwość na świat. Najważniejsze w moim malarstwie jest światło i kolor, które budują przestrzeń i nadają rytm. Ciągle szukam granicy między abstrakcją i figuracją, balansuję gdzieś pomiędzy. Chodzi chyba o tą magię, którą za pomocą malarstwa nadajemy rzeczywistości. Uniwersalność przekazu jest dla mnie ważna. Zawsze mnie cieszy kiedy odbiorca ma swoją indywidualną i niepowtarzalną interpretację obrazu.


PB: Do tej pory główne tematy, jakie Pani podejmuje to wieś i Warszawa, skąd takie wybory?


MJ: To wyszło bardzo naturalnie i spontanicznie. Jako dziecko bardzo dużo czasu spędzałam na wsi, mam dużo wspomnień z tamtych lat. Moja babcia mieszka na wsi, a ja przez kilka lat miałam tam nawet pracownię. Bardzo dużą część studiów spędziłam właśnie na wsi, profesor zgodził się, żebym na przeglądy z malarstwa przywoziła swoje pejzaże i inne obserwacje wsi. Malowanie modela w pracowni Wydziału Malarstwa nie było dla mnie zbyt pociągające. Naturalnie więc dyplom z malarstwa dotyczył wsi (tytuł "Eternit"), następnie doktorat poniekąd również, był rozwinięciem tamtych obserwacji (tytuł "Obserwacjonizm abstrakcyjny"). W Warszawie się urodziłam, ale tak naprawdę moje "warszawskie" poszukiwania rozpoczęły się wraz z przeprowadzką na Powiśle i samotnym wychowywaniem dziecka. Długie spacery z wózkiem, a później regularne przejazdy rowerem do drugiej części miasta, gdzie mam pracownię były źródłem nowych pomysłów i inspiracji. Podejrzewam, że gdybym dalej mieszkała w Hiszpanii, wciąż podejmowałabym tematy hiszpańskie. Zbieram pomysły na obrazy tam, gdzie aktualnie przebywam. Można powiedzieć, że ciągle jestem w pracy, bo nie przestaję obserwować i gromadzę materiały robiąc mnóstwo zdjęć.

PB: Pani obrazy są świetnie dopracowane technicznie, czy mogłaby Pani zdradzić coś o swoim niezwykłym warsztacie?


MJ: Bardzo ważna jest jakość podobrazia oraz własnoręcznie przygotowany grunt. Maluję na podobraziach lnianych, które od wielu lat zamawiam u zaufanego producenta. Gruntuję płótna metodą tradycyjną, na ciepło. W tym celu mieszam kredę, biel cynkową i pigment następnie dodając ciepłą żelatynę oraz pokost lniany. Uzyskuję grunt półtłusty, nakładam dwie warstwy, a jego kolor zależy od dodanego wcześniej pigmentu. Malując nie używam żadnego medium (terpentyny lub oleju lnianego), maluję samą farbą olejną. Uzyskuję matową powierzchnię, maluję płasko i cienko. 


PB: Czy jest coś, bez czego nie mogłaby Pani zacząć malować?


MJ: Coś musi mnie zachwycić i zainteresować kolorystycznie i kompozycyjnie. Ten konkretny wycinek rzeczywistości musi być wyjątkowy, być jakąś zagadką i tajemnicą. Najczęściej wtedy robię zdjęcia, przeważnie jest to duża ilość zdjęć. Czasami jest tak, że w mojej głowie powstaje pomysł i do jego realizacji potrzebuję dokonać kompilacji wielu zdjęć z zupełnie różnych sytuacji i miejsc. Nie maluję od początku do końca ze zdjęcia. Jest taki moment, który zresztą najbardziej lubię, że zdjęcie przestaje mi być potrzebne i rozkręcam się w abstrakcyjnych zestawieniach kolorów i form. Oprócz tego maluję w ciszy, często po intensywnym wysiłku fizycznym - do pracowni jadę 13 km rowerem w jedną stronę. Sport bardzo pobudza kreatywność i jednocześnie sprzyja lepszemu skupieniu.


PB: Domyślam się, że do pracy podchodzi Pani etapami, jak one wyglądają? 


MJ: Pierwszy etap to rysunek farbą olejną na płótnie pędzlem. Zazwyczaj używam do tego sieny, bo szybko wysycha, w ciągu jednego dnia, maksymalnie dwóch. Następnie, gdy już ten szkic sieną na płótnie wyschnie przystępuję do pracy. Nie wiem dlaczego tak mam, ale przeważnie zaczynam malować od góry. Konkretny kolor nakładam na płótno, gdy już jestem go pewna po dłuższym mieszaniu go na palecie. Nigdy nie mieszam koloru na płótnie, nie lubię mazania bez sensu. Jeśli z jakiegoś powodu nałożony kolor okaże się nietrafiony to zdzieram go szpachlą, ewentualnie wycieram jeszcze mokrą chusteczką dla dzieci i nakładam nowy. Etapu trzeciego właściwie nie ma, chyba że zaczynam poprawiać obraz jak już większość fragmentów wyschnie. Ale takie sytuacje zdarzają się niezwykle rzadko, nie lubię poprawiać obrazów.

Magdalena Jędrzejczyk w pracowni, zdj. dzięki uprzejmości artystki

PB: Czy jest jakieś ulubione miejsce lub symbol, który zawiera Pani w swoich kompozycjach?


MJ: Wydaje mi się, że to się zmienia w czasie. Mam takie okresy, kiedy intensywnie eksploruję konkretne miejsce, czy dyscyplinę sportową ale one mijają. Czasami do pewnych motywów wracam po kilku latach. Nie lubię nudy, chcę się cały czas rozwijać i poszukiwać. To co zawsze musi być na obrazie to światło, przestrzeń i kolor, bez tego nie ma malarstwa. Staram się na tym koncentrować. Tematy przychodzą same, rodzą się w moim przypadku bardzo spontanicznie. Są w dużej mierze pretekstem do poszukiwań czysto formalnych, abstrakcyjnych zestawień form i rytmów. 


PB: Jakie są Pani największe marzenia artystyczne?


MJ: Moim największym marzeniem jest mieć możliwość dalej tworzyć i uszczęśliwiać innych ludzi moim malarstwem. Największą satysfakcję odczuwam wtedy kiedy mój obraz wywołuje radość u drugiego człowieka. Chcę pobudzać swoim malarstwem pozytywne uczucia, nastrajać optymistycznie. Wystawa indywidualna w jednym z Muzeów Narodowych byłaby oczywiście miłym akcentem na mojej drodze twórczej, ale uważam, że nie jest to warunek konieczny do artystycznego spełnienia. Uważam, że to co najpiękniejsze w mojej pracy to ciągły rozwój, to jest w tym zawodzie najbardziej pociągające.