Jacek Yerka

Poznaj artystę

Jacek Yerka

Pogodny, uśmiechnięty mężczyzna, w średnim wieku, który z błyskiem w oku opowiada o tym jak kolekcjonuje kamienie, pracuje w ogrodzie i słucha audiobooków. Ten spokojny wizerunek znacząco kontrastuje z niesamowitymi obrazami, które tworzy.

 

By lepiej zrozumieć Jacka Yerkę i jego sposób patrzenia na świat oraz dlaczego wybrał właśnie taką technikę malarską, trzeba dokonać swoistego studium przypadku. Niczym Freud zagłębić się w czeluściach podświadomości i wypytać o wspomnienia z dzieciństwa... 

 

Lata szkolne Jacka nie były zbyt szczęśliwe. Rówieśnicy z podstawówki dokuczali mu, bo był wrażliwy, wycofany i stronił od sportowych zabaw. Podczas gdy jego koledzy z klasy namiętnie grali w nogę, on siadał z boku i zanurzał się we własnym świecie fantazji. Zawsze nosił przy sobie mały nóż i ołówek. Zamiast kopać piłkę, w skupieniu rzeźbił i szkicował setki łódek, głów postaci oraz fantastycznych masek. Nauczyciele pozwalali na jego radosną twórczość i to nawet na lekcjach. Miał on bowiem niezłą podzielność uwagi i dobre wyniki w nauce. Klasowe zakapiory odczepiły się od niego dopiero wówczas, gdy Jacek namalował ich portrety, które przypadły im do gustu. Niestety nie miał przyjaciół wśród rówieśników, po lekcjach od razu szedł do domu. Odkąd pamięta, zawsze unosił się tam zapach farb, papieru oraz pędzli. Był to artystyczny świat jego rodziców – malarzy, z których twórczością Jacek nigdy się nie utożsamiał.

 

Państwo Kowalscy poznali się na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Tata Jacka słynął z ogromnej kreatywności, sypał jak z rękawa twórczymi pomysłami, mama zaś była organem wykonawczym tych niesamowitych wizji. Syn odziedziczył po rodzicach oba talenty, co nie zawsze kończyło się dla niego dobrze. Często dostawał naganę od apodyktycznego dziadka, za to, że tworząc swoje prace, niechcący niszczył dziadkowe mienie. Wybawicielką z rodzinnych awantur była ukochana babcia Wanda. Ona nigdy nie podnosiła na Jacka głosu i łagodziła wszelkie spory. Miała do niego anielską cierpliwość. Z babunią było mu najlepiej, mógł spokojnie sobie tworzyć. Pod wpływem złych wspomnień związanych z ciągłymi zaczepkami ze strony uczniów z klasy, ku ogólnemu zaskoczeniu, postanawiał, że nie pójdzie w ślady rodziców. Uznał, że bycie artystą generuje same kłopoty. Postanowił, że chce zostać lekarzem albo astronomem. Plan ten miał pewien sens, w końcu urodził się 1952 r. w Toruniu, gdzie pięć stuleci wcześniej przyszedł na świat genialny astronom Mikołaj Kopernik!

 

Wkrótce i Jacek miał odkryć wszechświat. Zupełnie inny, taki, o jakim nie śniło się ani astronomom, ani filozofom. W końcu wysłuchał serca i dostał się na ASP i tam poraził go wstrząs podobny do tego, jakiego doznał pewien makler giełdowy, który od lat pracował w banku, miał żonę, okazały dom i pięcioro dzieci. Zwał się Paul Gauguin i pewnego dnia zamienił swe dotychczasowe stateczne życie na niepewny los artysty. Co było impulsem dla Gauguina, nie wiadomo, wiadomo natomiast co było nim w przypadku młodego Jacka Kowalskiego. Podczas studiów początkowo jego mistrzami byli Paul Cézanne i Paul Klee. W trakcie studiowania historii sztuki analizowani byli XV- i XVII-wieczni niderlandzcy prymitywiści: Jan van Eyck czy Hieronim Bosch. Ich prace bezgranicznie zachwyciły młodego Jacka. Od tej pory postanowił malować tak jak oni, używając tożsamych samych technik. Profesorowie nie rozumieli tej fascynacji i nisko oceniali prace młodego twórcy. Wprost namawiali do malowania w bardziej nowoczesnym, abstrakcyjnym stylu. Jacek Kowalski nie dał sobie wybić swego artystycznego DNA z głowy, zaczął jednak tworzyć pod innym nazwiskiem. Od tej pory, będzie znany pod pseudonimem Jacek Yerka. Po wykreowaniu nowej artystycznej tożsamości znów płynął pod prąd, eksperymentował i jak w dzieciństwie, samotnie dawał się ponieść własnej fantazji. Brak zrozumienia ze strony kadry profesorskiej w końcu dał o sobie znać. Zrezygnowany Yerka odstawił pędzle na bok. Wprawdzie prof. Edmund Piotrowicz dostrzegł jego talent i docenił, że młody artysta ma jasną wizję swojej twórczości, mimo to Yerka postanowił porzucić pracownię. Na drugim roku studiów zmienił swoją technikę artystyczną. Zaczął tworzyć w grafice warsztatowej. Odkrył swój ukryty talent. W miedziorycie Yerka był znakomity. Jeszcze większy talent miał do plakatów, o czym świadczy fakt, że w roku 1972 zajął 1. miejsce w konkursie plakatowym zorganizowanym na 50-lecie Polskiego Związku Łowieckiego. Pieniądze z nagrody Yerka wydał na pięknie wydane albumy z dziełami swoich mistrzów: Dürera i Boscha. W 1976 roku uzyskał tytuł magistra grafiki. Od tamtej pory jego kariera artystyczna nabrała rozpędu. Warto wymienić tutaj choćby kilka najciekawszych projektów, w których uczestniczył Jacek Yerka, a były to inicjatywy, zupełnie nietuzinkowe… Podczas gdy Polska znajdowała się smętnych odmętach komunizmu, a później wkracza we wciąż szarawe początki kapitalizmu, Jacek Yerka kusił barwnymi obrazami. Ta strategia była słuszna. W 1994 roku powstał album "Mind Fields" – zbiór 30 opowiadań science fiction pióra Harlana Ellisona, dla których kanwą były właśnie płótna Jacka Yerki!

 

Już rok później, w 1995, Jacek Yerka pokonał 300 konkurentów i został laureatem prestiżowej World Fantasy Award. W twórczej kooperatywie z Hollywood z 1998 roku powstał film science fiction "Strawberry Fields", do którego Yerka zaprojektował postacie, organiczne maszyny-potwory i surrealistyczne pejzaże. Już wtedy posiadanie płótna autorstwa Jacka Yerki było synonimem dobrego smaku.

 

Choć czasy na szczęście się zmieniły i polski pejzaż uległ ogromnej zmianie, nadal warto puścić wodze fantazji i okrasić sobie nadchodzącą zimę barwnymi obrazami Yerki. Można na przykład wyobrazić sobie, jak w kuchni rosną drzewa i grzyby, w wannie zagościły nenufary, a na kredensie wyrósł las. Do takiej szalonej zabawy zaprasza w swoich obrazach Jacek Yerka. Patrząc na te niesłychanie barwne, pracochłonne i bogate w najdrobniejsze szczegóły obrazy aż trudno uwierzyć, że ktoś miał tak bogatą wyobraźnię. Garbusy z jaszczurzym ogonem, muszlowe Wenecje, drzewa poziomkowe, tama na rzece utworzona z regału na książki oraz miasta utworzone w koronach drzew to tylko przykłady fragmentów barwnego i bajkowego świata Yerki. Nie starajmy się wszystkiego analizować, po prostu oderwijmy się od szarej rzeczywistości i dajmy się zanurzyć w magicznym uniwersum. Świecie, który dawał mu wytchnienie od najmłodszych lat. Tak samo to malarstwo może zadziałać na nas, musimy się tylko wczuć.